Dzień pierwszy: Porcelana i dinozaury!
Pierwszy przystanek – Ćmielów. W drodze nie obyło się bez klasycznego: „Daleko jeszcze?”, ale po niespełna trzech godzinach dotarliśmy do celu. W Żywym Muzeum Porcelany w Fabryce Porcelany AS Ćmielów czekała na nas niespodzianka: nie tylko oglądaliśmy, ale wchodziliśmy do wnętrza starego pieca do wypalania porcelany! Bez obaw – był już wyłączony, więc mogliśmy skupić się na opowieściach przewodnika.
Kiedy myśleliśmy, że widzieliśmy już wszystko, nadszedł czas na warsztaty. Dzieci własnoręcznie stworzyły porcelanowe róże.
Z Ćmielowa ruszyliśmy do Bałtowa, gdzie czekał na nas Jurapark – miejsce, w którym można stanąć oko w oko z dinozaurem (a przynajmniej jego modelem w naturalnych rozmiarach). Ścieżka dydaktyczna, choć długa, dostarczyła nie tylko wrażeń, ale i porządnej dawki ruchu – w końcu kto nie chce pozować do zdjęcia obok tyranozaura?
A potem – dzika jazda! Wskoczyliśmy do amerykańskiego schoolbusa, który zamienił się w safari na kółkach. Za szybą przewijały się wielbłądy, lamy, strusie i nawet owce kameruńskie – prawdziwy zwierzyniec, który na moment przeniósł nas na wszystkie kontynenty świata.
Na deser dnia pierwszego odwiedziliśmy Park Miniatur, gdzie w skali mikro mogliśmy podziwiać największe zabytki architektoniczne Polski.
Muzeum Jurajskie okazało się być lekcją geografii i historii w jednym – kto by pomyślał, że można tak dużo nauczyć się na raz!
Po wyczerpującym dniu udaliśmy się na obiadokolację i nocleg.
Dzień drugi: W średniowieczne klimaty
Po solidnym śniadaniu rozpoczęliśmy dzień w Osadzie Średniowiecznej w Hucie Szklanej.
To była prawdziwa podróż w czasie – chaty, garnki i legendy! Na warsztatach garncarskich dzieci własnoręcznie lepiły gliniane naczynia, które z dumą zabrały do domu. Ale to nie wszystko – widok na Święty Krzyż zrobił wrażenie nawet na najbardziej wybrednych małych estetach.
Kolejną atrakcją był Park Legend w Nowej Słupi. Tutaj historia ożyła dzięki nagraniom, efektom dźwiękowym i świetlnym, ale prawdziwym hitem okazał się symulator lotu na miotle! W okularach VR lataliśmy nad Górami Świętokrzyskimi – a fotel, który kołysał się we wszystkie strony, sprawił, że wielu uczestników poczuło, jak to jest być czarownicą w akcji.
Wielki finał i powrót do domu
Po takiej dawce wrażeń zasłużyliśmy na smaczny obiad, a po nim, zmęczeni, ale szczęśliwi, ruszyliśmy w drogę powrotną. Kiedy o 18:00 dotarliśmy do Grzebowilka, rodzice czekali z otwartymi ramionami.
Nie możemy się już doczekać kolejnej wycieczki – ciekawe, jakie przygody następnym razem na nas czekają!
Joanna Mękal